Anna Wysocka – Kalkowska

Wiosna bywa zabawna....przynajmniej tak mi się wydaje...

Kiedy Wiosna nie nadchodzi jest opowieścią o miłości do ludzi i miejsc osadzoną w uroczej scenerii Kazimierza Dolnego. Książka jest pełna zmiennych emocji od rozpaczy, strachu czy lęku po nieograniczoną radość, wzruszenie, szczęście i triumfująca finalnie nadzieję.  Jest to opowieść o tym co w życiu najważniejsze. Czytając wiosnę, spacerujemy uliczkami Kazimierza i odkrywamy na nowo swoją duszę. Nagle całym sobą  zaczynamy dostrzegać i czuć świat, który nas otacza. Kiedy wiosna nie nadchodzi jest również książką o przyjaźni ze starszym człowiekiem, i o tym jak wielką rolę w życiu może odgrywać rodzeństwo. Jest przedstawieniem smaków, zapachów i barw otaczającego nas świata, których tak często nie dostrzegamy w codziennym życiu. 

11046455_460120100811533_845595124789345


O Autorze…

Każdego dnia rano spoglądając na świat budzi się we mnie taki niewymowny lęk przed tym, ze nie zdążę opisać tego co widzę przez okno, że pogubię zdania, które właśnie układam w głowie …. Od wielu lat z niewymowną przyjemnością opisuję więc wszystko co mnie otacza zapachy, smaki, kształty, uczucia, emocje. 

Pamiętam jak bardzo dawno temu mój przyjaciel, który właśnie wybierał studia spojrzał na mnie  pytając czy wiem po co się urodziłam. Odpowiedziałam urodziłam się by pisać.

 Drodzy Państwo przedkładam Wam dzisiaj moją pierwszą książkę wierząc, że  wywoła ona u Was sporo pozytywnych emocji. Kiedy Wiosna nie nadchodzi jest opowieścią o miłości do ludzi i miejsc, jest opowieścią o przyjaźni ze starszym człowiekiem, o tym jak wielką rolę w życiu może odgrywać rodzeństwo. Jest przedstawieniem smaków, zapachów i barw otaczającego nas świata, których tak często nie dostrzegamy w codziennym życiu.

Nazywam się Anna Wysocka i bardzo chcę byś  Drogi Czytelniku poszukał ze mną wiosny.


Fragment z książki Kiedy wiosna nie nadchodzi

Niegdyś myślałam, że urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą, że jestem dzieckiem miłości, bo od kiedy pamiętam, zawsze otaczali mnie kochający ludzie. Z czasem okazało się, że może urodziłam się blisko tej gwiazdy, ale z pewnością nie pod nią. A moje życie, które dotąd obfitowało w barwy łagodnej lecz soczystej tęczy, zaczęło przybierać kolorów jesiennej burzy. W dodatku nie przestawało padać.

Kiedyś jednak świat był dla mnie łaskawy, obca była mi samotność, lęk czy ból. Rodzice spełniali każdą moją zachciankę, jak to jedynaczki. Kiedy skończyłam szkołę średnią, bez problemu dostałam się na wymarzone studia, które zresztą ukończyłam z wyróżnieniem. Krótko po tym zostałam menadżerem w banku z zagranicznym kapitałem. Chcieli kogoś, kto będzie biegle mówił po włosku, a ja nie miałam z tym problemu. Po niecałym roku awansowałam na szefa placówki. Czułam się spełniona i szczęśliwa, a kiedy zostaliśmy z Marcinem parą, wydawało mi się, że żyję w bajce. Miałam wszystko, o czym zawsze marzyłam.

Poznaliśmy się w taki banalny sposób… Wpadłam na niego podczas zakupów na targu, a on rozsypał reklamówkę pełną jabłek. Zbierałam te nieszczęsne owoce i prosiłam Boga, aby zatrzymał czas, ale nie zatrzymał.  Bóg zrobił coś o wiele lepszego, przedziurawił moją siatkę i  rozsypał trzy kilogramy  śliwek. Zbieraliśmy więc śliwki, a potem Marcin zapytał, czy mam ochotę zjeść z nim jabłko w parku obok. Pół roku późnej wzięliśmy ślub. W podróż poślubną pojechaliśmy do Kazimierza. Miesiąc pełen miłości i szczęścia w miejscu stworzonym na snucie marzeń. Mieszkaliśmy u sympatycznego staruszka, który wynajął nam chatę pod strzechą. Był niesamowicie mądrym człowiekiem i do tego niezwykle serdecznym. Popołudniami pijaliśmy razem kawę na tyłach wynajmowanego przez nas domku, gdzie mieścił się olbrzymi ogród. Otoczenie pełne kwiatów sprawiało, że kawa smakowała jak  afrodyzjak. Bernard często opowiadał nam o swojej żonie, mówił, że mu ją przypominam, że tak samo odgarniam włosy z czoła i podobnie się uśmiecham. Żona Bernarda zginęła kilka lat wcześniej w wypadku samochodowym, ale on ją nadal kochał i dla niej pielęgnował ten piękny, wielki ogród. Była jesień, z podziwem obserwowałam, jak Bernard codziennie wywozi z niego tony liści. Marcin często pomagał Bernardowi, mówił, że zakochał się w tym miejscu i możliwość dbania o nie to dla niego prawdziwy zaszczyt. To był cudowny czas. Wieczorami spacerowaliśmy przeuroczymi uliczkami Kazimierza, czasami aż bałam się oddychać, by nie zburzyć tego niczym nienaruszonego szczęścia. 


Zapraszam na mój Fan Page - https://www.facebook.com/AnnaWysockaKalkowska

Od 2 do 10000 znaków